29 stycznia 2012

Łapanie górek i dołków

Giełda stwarza niesamowicie wiele okazji do zarobku. Jest ich tyle, że teoretycznie każdy mógłby w ciągu roku stać się multimilionerem. Wystarczy tylko umiejętnie przewidywać zmiany trendu i sprzedawać na każdej górce oraz odkupować na każdym dołku. I tu pojawia się problem, bo prawidłowe przewidzenie zachowania się kursu akcji w dowolnej perspektywie czasowej jest bardzo, ale to bardzo trudne.

Przyjrzyjmy się wykresowi kursu spółki Integer.pl z ostatniego roku.


Na początku tego okresu akcje kosztowały około 77 złotych. Obecnie kosztują niecałe 130 zł. Nic nie robiąc można więc było zarobić na nich prawie 70%. Kupując 100 akcji za 77 zł za kwotę 7.700 zł można dziś mieć 13.000 zł.

Co by się jednak stało, gdybyśmy sprzedali na czerwcowej górce i odkupili w sierpniowym dołku?


W czerwcu sprzedajemy na górce po cenie 120 zł i mamy 12.000 zł. Za całą kwotę kupujemy w sierpniowym dołku po 80 zł. Mamy 150 akcji. Mnożąc przez obecną cenę dochodzimy do wartości portfela 19.500 zł. To o wiele więcej niż 13.000 zł. Łapiąc idealnie lokalną górkę i lokalny dołek i pozostając w trendzie wzrostowym, zwiększamy wartość portfela o 50%. Operując cały czas tym samym kapitałem początkowym.

Ale co tam, użyjmy wyobraźni. Spójrzmy, ile można by zarobić łapiąc więcej lokalnych górek i dołków.


No dobra, oszczędzę Wam i sobie sztucznych wyliczeń. Oczywistym jest, że umiejętna łapanie górek i dołków może być bardzo zyskowne. Niestety tylko w przypadku, gdy zawczasu wiemy gdzie te górki i dołki będą. A to już dla mnie niemalże abstrakcja.

Matematycznie rzecz biorąc, prawdopodobieństwo spadku i wzrostu kursu akcji jest w każdym momencie takie samo - po 50%. Inwestor poprzez swoją pracę, korzystając z różnych narzędzi analitycznych, stara się określić te prawdopodobieństwa nieco dokładniej. Jeżeli określimy prawdopodobieństwo spadku danych akcji na więcej niż 50%, nie kupujemy ich. Jeżeli prawdopodobieństwo wzrostu jest większe od 50%, warto je kupić. Realnie, może to się udać jedynie raz na jakiś czas.

Mnie interesują górki i dołki, czyli momenty zmiany trendu, w długim terminie. A więc hossa i bessa oraz momenty graniczne. Poprawne ich wyznaczenie jest arcytrudne, wymaga wiele pracy i doświadczenia. Możliwe do osiągnięcia zyski są wystarczające - średnio kilkadziesiąt procent rocznie. Całkiem przyzwoity wynik. Jeżeli zainwestuję w jakąś spółkę i trend długoterminowy wydaje się niezagrożony, nie ulegam pokusie odsprzedawania w celu odkupienia taniej. Moim zdaniem ryzyko jest zbyt duże w stosunku do możliwych korzyści. Zasoby czasowe i emocjonalne wolę gromadzić na ważniejsze momenty.

Aby udał nam się taki manewr jak opisany wyżej, trzeba by było obserwując kurs dzień za dniem, prawidłowo określać prawdopodobieństwo przez cały rok. Ponad 200 sesji giełdowych w roku, a my umiejętnie wybieramy właśnie te 8 dni, w których krótkoterminowy trend się odwraca i dokonujemy w nich transakcji. To se ne da Panie i Panowie. I żaden szanujący się inwestor długoterminowy nie powinien tego próbować.

Zdaję sobie sprawę, iż jest wielu graczy krótkoterminowych, którzy z łapania takich górek i dołków uczynili rdzeń swojej strategii. Nie mam nic przeciwko nim i wierzę, że w ten sposób można zarabiać. Jednak w długim okresie, grając w ten sposób zarabiają jedynie prawdziwi mistrzowie spekulacji. Ja do nich po prostu nie należę. A skoro jestem tego świadom, nie próbuję udawać że jest inaczej. I to samo radzę wszystkim długoterminowcom.

Od aktywnych, do cierpliwych...

1 komentarz: