11 stycznia 2012

Budowanie portfela

Stworzenie portfela inwestycyjnego i późniejsze nim zarządzanie esencja inwestowania. Czy skupić się na jednej spółce, dwóch, czy może zdecydować się na szerszą dywersyfikację? Kupować od razu, czy rozłożyć to na raty? Wybierać spółki spekulacyjne czy dobre fundamentalnie? Modne czy zapomniane? Rosnące, spadające czy będące w trendzie bocznym?

Ja zastanawiam się nad tym cały czas. Zmienia się rynek, sytuacja makroekonomiczna, przychodzą nowe informacje ze spółek, a mi do głowy nowe pomysły. Tak więc dostosowuję, dokupuję, redukuję… Ostatecznie jednak dążę do tego, aby mieć w portfelu dwie, maksymalnie trzy spółki. Dlaczego tyle? Bo na ustawiczne kontrolowanie działalności i kursu większej ilości potrzeba więcej czasu niż mogę na to przeznaczyć. Dopuszczam natomiast skoncentrowanie całego kapitału na inwestycji w tylko jedną spółkę, ale musiałaby to być naprawdę super okazja.

Na giełdzie jest w mojej ocenie kilkanaście kandydatów na zyskowną długoterminową inwestycję. Mają ciekawy pomysł biznesowy który jest w stanie przynosić zyski oraz konkretną wizję przyszłości. W dodatku prawdopodobieństwo jej realizacji wydaje się relatywnie wysokie. Podział kapitału na wszystkie te spółki jest oczywiście możliwy, ale z przyczyn wymienionych powyżej nie zdecydowałem się na taki ruch.

Wiąże się z tym pewne ryzyko, którego źródłem jestem ja, a konkretnie moja psychika. Co będzie, jeżeli spółki które wyselekcjonowałem, ale ostatecznie nie kupiłem zaczną rosnąć? A w tym czasie te znajdujące się w portfelu będą stały w miejscu? Zacznie się nerwówka i biegunka pomysłów co zrobić. Czy popełniłem błąd? Czy sprzedać posiadane akcje i kupować te które rosną? Do gry wejdą emocje i można zrobić jakieś głupstwo.

Decydując się na portfel składający się z dwóch spółek, przy świadomości że kandydatów na złoty strzał jest dookoła o wiele więcej, muszę się zawczasu na to przygotować. Muszę zaakceptować fakt, że nie jest możliwe uczestniczenie w każdym wzroście. Wiem, wiem... Łatwo to powiedzieć, napisać, ale kontrolowanie emocji to umiejętność wyjątkowo trudna do nauczenia. W końcu chodzi o moje pieniądze.

Napisałem jaką ilość spółek w portfelu preferuję i dlaczego. Przydałoby się napisać na jakich zasadach selekcjonuję spółki do inwestycji. Na giełdzie jest ich sporo i reprezentujących niemal wszystkie możliwych branże gospodarki. Przy obecnym tempie rozwoju rynku New Connect istnieje szansa, że w perspektywie 2-3 lat będziemy mogli się pochwalić obecnością na rynku publicznym ponad 1000 spółek. Spośród nich trzeba wybrać kilka, w które zainwestujemy. Ale jak to zrobić, aby się nie narobić, ale też przyzwoicie zarobić?

Każdy inwestor ma swój sposób na wyszukiwanie inwestycyjnych okazji. U mnie jest to proces niemal ciągły, przerywany jedynie w trakcie snu (ale też nie zawsze). Przede wszystkim mam oczy i uszy szeroko otwarte. Czytam, słucham, gromadzę informacje. O branżach, o firmach, o gospodarce. Czytam fora internetowe, nawet te uznawane powszechnie za plotkarskie. Gdy usłyszę coś o spółce której nie znam - sprawdzam co to za jedna. Na pierwszy ogień idzie pigułka informacyjna, którą można znaleźć na większości szanujących się portali giełdowych. Najpierw sprawdzam ogólny profil, aby wiedzieć z czym mam ogólnie do czynienia. Dopiero potem sprawdzam podstawowe wskaźniki. Jedno zależy od drugiego - innego C/WK należy oczekiwać od producenta konserw mięsnych, a innego od dostarczyciela innowacyjnych rozwiązań w medycynie. Następnie przychodzi kolej na strukturę akcjonariatu - czy jest jakiś dominujący podmiot lub grupa podmiotów budząca zaufanie, a przynajmniej dająca nadzieję na stabilną przyszłość. Unikam spółek będących w posiadaniu podejrzanych spółek cypryjskich, czy znanych inwestorów-cwaniaków, których największym biznesowym osiągnięciem jest drukowanie nowych akcji oraz przeprowadzanie splitów i re-splitów akcji. Po tym zapoznaniu się ze spółką zapada decyzja - zapamiętuję i odkładam na półkę, albo drążę dalej.

Jeśli wskaźniki są atrakcyjne, w akcjonariacie nie ma żadnego syfu (przepraszam, nazywam rzeczy po imieniu) a profil działalności spółki dobrze rokuje, brnę dalej. Oglądam wykres historyczny aby ocenić potencjał wzrostu - ale tylko tak "na oko". Dodatkowo staram się zestawić historyczne okresy spadków i wzrostów ceny akcji z ówczesną sytuacją na giełdach i informacjami ze spółki. Sprawdzam, czy i jak spółka reagowała na dane informacje. Nie zakładam, że w przyszłości musi być tak samo, ale uważam że taką wiedzę warto mieć. Potem odwiedzam stronę internetową spółki. Patrzę czy jest uaktualniana, czy zawiera wszystkie informacje (zdarzają się spółki, które np. komunikaty ESPI/EBI zamieszczają wybiórczo - tylko te pozytywne). Wujek Google też chętnie pomaga - wpisuję nazwę spółki lub kluczowego jej produktu i patrzę co się pokaże. Istotną rolę odgrywają też fora internetowe. To naprawdę doskonałe źródło wiedzy. Najbardziej cenię sobie oczywiście Stockwatch - którego forum jest najbardziej merytoryczne. Ale inne fora też chętnie przeglądam, starając się wyłowić cenne wskazówki lub istotne informacje. Przydaje mi się obycie z tym medium - spędziłem na forach kawałek życia i w miarę łatwo potrafię oddzielić bzdury od istotnych informacji.

Jeżeli do tej pory nie zapali się żadna czerwona lampka, przechodzę do ostatnich raportów kwartalnych. Na ich podstawie weryfikuję wskaźniki znalezione wcześniej. Próbuję też, różnymi metodami, oszacować przyszłe zyski spółki i wygląd wskaźników za rok, dwa, lub więcej lat przy obecnej cenie. Gdy wiem już co chciałem, dodaję spółkę do obserwowanych. Obserwuję informacje płynące ze spółki, jej notowania oraz zachowanie szerokiego rynku. Czekam, aż przyjdzie dogodny moment zakupu...

1 komentarz: