4 października 2012

Jak spółki z inwestora robią sponsora

W akcjonariatach niektórych spółek pojawiają się od czasu do czasy tajemnicze fundusze. Obejmują one warranty subskrypcyjne, czyli certyfikaty dające możliwość objęcia akcji (najczęściej po cenie niższej od rynkowej). Dotyczy to głównie spółek znajdujących się w pilnej potrzebie kapitałowej. Oczywiście nie jest to nic złego - spółka pozyska niezbędny kapitał. Problem w tym, że za tą emisję tak naprawdę zapłacą akcjonariusze mniejszościowi i to wbrew swojej woli.

Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale tajemnicą poliszynela jest to, co dzieje się później. Po objęciu warrantów, fundusz pożycza od jednego z głównych akcjonariuszy identyczną liczbę akcji, jaką później zamierza objąć po niższej cenie. Akcje te są sprzedawane na rynku, co powoduje spadek ceny akcji. Następnie fundusz obejmuje akcje nowej emisji i oddaje je akcjonariuszowi, od którego wcześniej pożyczył.

Spółka otrzymuje więc pieniądze, fundusz obejmuje akcje - gdzie jest haczyk? Prześledźmy fikcyjną sytuację. Spółka potrzebuje 2 milionów, ale nie jest w stanie przekonać dotychczasowych akcjonariuszy do nowej emisji. Cena akcji na rynku wynosi 3 zł. Znajduje więc fundusz, który zgadza się kupić milion nowych akcji, ale po 2 złote. Równolegle pożycza od wiodącego akcjonariusza milion akcji. Następnie sprzedaje je na rynku, powodując spadek ceny do 2 złotych. Średnia cena sprzedaży wynosi mniej więcej 2,5 zł. Potem obejmuje nowe akcje po 2 zł i oddaje osobie, od której wcześniej pożyczył. Koniec. Funduszu nie ma w akcjonariacie. Policzmy co się stało:

  1. Fundusz wydał 2 mln na akcje nowej emisji (2 zł * milion akcji), a wcześniej sprzedał pożyczone akcje za 2,5 mln (milion akcji * 2,5 zł) - zysk 0,5 mln. 
  2. Spółka otrzymała 2 mln za akcje nowej emisji. 
  3. Akcjonariusze mniejszościowi kupili milion akcji na rynku po średniej cenie 2,5 zł.

Wygląda to więc tak, jakby akcjonariusze kupili milion akcji nowej emisji wydając 2,5 mln złotych, z czego tylko 2 mln trafiło do spółki, a 0,5 mln poszło na konto funduszu.

Kto zyskał? Oczywiście fundusz, który zarobił 0,5 mln w krótkim czasie. Zyskała też spółka - otrzymała 2 mln. Wprawdzie straciła na wizerunku, ale liczą się pieniądze. Skojarzenie z dziwką która się sprzedaje i alfonsem który na tym korzysta nasuwa się samo. A akcjonariusze? Nowi wydali 2,5 mln na akcje, które po całej hecy warte są 2 zł. "Starzy" akcjonariusze też cierpią - cena posiadanych przez nich akcji spadła z 3 zł na 2 zł.

Czy to etyczne? Nie. Czy dozwolone prawem? Tak. Czy kogoś to obchodzi? Nie. Poza akcjonariuszami danej spółki. Czy możemy coś na to poradzić? Nie. Co więc robić? Proste. Unikać jak ognia spółek, które w ten sposób zdobywają finansowanie (przez grzeczność nie wymienię nazw spółek, ani funduszy). Są to głównie spółki spekulacyjne, które mają spore wahania cen. Teoretycznie można na nich szybko zarobić, ale... Mamy do wyboru ponad 1000 spółek. Naprawdę jest w czym wybierać. Nie lećmy jak ćmy do świecy.


Podobne wpisy:

4 komentarze:

  1. IDM i sieć powiązań

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie wiele spółek korzysta z usług takich funduszy. IDM akurat nie znam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Najbardziej podoba mi sie skojarzenie dziwka i alfons..:) To juz moje slownictwo przy opisywaniu tych megawałków robione przez prezesów chamów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie, można by z powodzeniem nazywać takie praktyki jeszcze bardziej dobitnie...

      Usuń