21 września 2012

Odrobić straty i wyjść na swoje

Nie ma na świecie inwestora, który nigdy na żadnej inwestycji nie stracił. Nawet najlepszym z nas, nawet w czasie hossy, zdarzają się inwestycyjne wpadki. To co nas od siebie odróżnia, to sposób w jaki do tych strat podchodzimy i jakie wnioski z nich wyciągamy.

Opowiem Wam teraz historyjkę. Był sobie raz pewien inwestor imieniem Józek. Urodził się jak większość inwestorów, w czasie hossy. Zarabiał sporo i czuł, że mógłby się z tego utrzymać. Już miał rzucać pracę, już wybierał kolor nowego Mercedesa, gdy przyszła bessa. Zyski zaczęły topnieć. Na początku wyglądało to jak zwykła korekta, więc Józek dokupował akcji. Ceny nadal spadały. Pojawiły się wątpliwości, następnie złość, strach, zwątpienie... bla bla bla wszyscy znają ten schemat.

Zyski stopniały do zera i zamieniły się w stratę. Pieniądze na uśrednianie się skończyły. Strata była tzw. "stratą wirtualną", więc Józio pocieszał się tym, że "dopóki nie sprzeda to nie straci". Widocznie nie czytał mojego wpisu sprzed kilku miesięcy pt. Spada - czy nadal trzymać akcje?. Pozwolę sobie na odrobinę narcyzmu i zacytuję fragment samego siebie:

"Nie jest ważne ile pieniędzy mamy zainwestowane ani po jakiej cenie kupowaliśmy. Spójrzmy na rynek oraz na sytuację danej spółki z boku i odpowiedzmy sobie na pytanie - czy mając w chwili obecnej kupilibyśmy te akcje. Jeżeli odpowiedź brzmi - tak, akcje wydają się tanie, a rynek nastawiony byczo - może warto dokupić akcji po spadku. Jeżeli jednak akcje wydają się tanie, ale z analizy wynika że zaczęła się bessa - sprzedajemy bez względu na wynik na inwestycji. Nie ważne czy zrealizujemy stratę, czy wyjdziemy na zero. Cena zakupu to przeszłość, a ta się dziś nie liczy."

No ale stało się i Józek był na minusie. Wstyd jak cholera, ale cóż zrobić. Myśli o realizacji straty kiełkowała, ale wiązało się to z przyznaniem się do porażki. Józek był na to zbyt dumny. Pragnął już tylko jednego - odrobić straty i wyjść na swoje. Giełdy już mu się całkowicie odechciało. Nie chciał już zarabiać. Odzyskam co straciłem i kończę z tą szulernią - myślał.

I tak czekał bidula całą bessę zastanawiając się jaki błąd popełnił. Po jakimś czasie dołączył do grona osób popierających likwidację giełdy. Wsparł nawet odpowiednią akcje na Facebooku i zachęcał do tego znajomych. Przekonywał, że giełda to szulernia i uczciwi ludzie nie mają tam czego szukać.

Pewnego dnia giełdy zaczęły rosnąć. Powolutku, bez przekonania, akcje były kupowane po coraz wyższych cenach. Józek myślał - "Jeszcze 30% i wyjdę na swoje. Jeszcze 25% i odzyskam co straciłem. Kupujcie akcje leszcze, muszę odrobić straty". W końcu nastał ten piękny dzień, w którym wycena portfela zrównała się z kwotą jaką zainwestował. Szczęśliwy Józek sprzedał akcje, odzyskał gotówkę i spokój ducha. Przeczekał całą bessę, wytrzymał i dopiął swego. Był z siebie naprawdę dumny.

I tak kończy się historia Józia inwestora. Sympatycznego chłopaka, który odrobił straty i wyszedł na swoje. I to już koniec. Historia nie ciągu dalszego, nie ma morału.

PS. W ciągu następnych dwóch lat sprzedane przez Józka akcje wzrosły przeszło trzykrotnie.


Przeczytaj także: Strategia "Złoty Strzał"

3 komentarze: