10 marca 2014

Ukraina jest tylko pretekstem

Spadamy, bo Ukraina, bo Krym, bo Putin. Im dalej od Ukrainy, tym lepiej na giełdach. Innymi słowy, Ukraina stała się chłopcem do bicia, łatwym i prostym uzasadnieniem spadków na giełdach. Czy słusznie? Odpowiem jak rasowy analityk - I tak i nie :) Bez wątpienia wydarzenia u naszego wschodniego sąsiada mają wpływ na decyzje inwestorów, ale w tym konkretnym przypadku, nie są głównym czynnikiem wpływającym na rynki. Niedźwiedzie, które czaiły się w ukryciu przez kilka lat, zwietrzyły okazję do ataku. W żółto-niebieskim przebraniu zaatakowały karnety zleceń. Jeżeli zaczyna się bessa, to za kilka lat będziemy mówić, że zaczęło się na Majdanie. To nieprawda. Zaczęło się, bo zacząć się musiało. Cykle są nieubłagane.

Amerykanie żyją jak zwykle w swoim świecie i radośnie biją nowe rekordy. Wspomagają ich w tym Francuzi. Niemcy zaczynają podchodzić do tematu nieco bardziej pragmatycznie i oddalają się od swoich rekordów, podobnie jak Brytyjczycy. I sądzę, że tylko do tych krajów powinniśmy się odwoływać szukając analogii. Z innych światowych indeksów niewiele da się wyczytać. Brazylia, Chiny czy Węgry hossy nie widzieli od kilku lat. Japonia, Grecja i Hiszpania zaczęły rosnąć niedawno, ale z różnych powodów.

Patrząc na wspomniane wyżej główne indeksy, widać jak na dłoni, że czas już kończyć. Nie zapadać się pod ziemię, nie resetować system, ale po prostu przewietrzyć rynki z nadmiaru byków. Przesłanek jest już sporo i Ukraina jest tylko jednym z nich. Jest katalizatorem, przyspieszaczem tego, co nastać musiało. Ktoś może powiedzieć, ale jak to bessa, przecież hossy nawet nie było. Patrząc na lata 2002-2007, to faktycznie mieliśmy tylko odbicie zdechłego kota. Ale w dłuższej perspektywie nie było tak źle. Niektóre spółki wzrosły już ponad 1000% od 2009 roku. Jedyne pocieszenie jest takie, że skoro nie rośliśmy jak szaleni, to i bessa ma szansę być jedną z tych łagodnych.

Ale ale, coś mi tu nadal nie gra. Gospodarka PL przyspiesza, a właściwie przyspieszać zaczyna. To wszystko w atmosferze niskich stóp procentowych. Przecież to idealne warunki na hossę! Jak w takich warunkach zaczynać długoterminowy trend spadkowy? Wydaje się, że nie ma na to szans, prawda? No i właśnie to mnie martwi. Skoro ekonomiści są tacy pewni świetlanej przyszłości naszej gospodarki, to zapala się mi lampka ostrzegawcza. Co bowiem, jeżeli ten wzrost nie będzie taki, jaki się obecnie wydaje? Co jeżeli PKB wzrośnie w 2014 mniej niż wszyscy oczekują, a 2015 będzie gorszy od poprzednika? Może wzrost 2-3% PKB to wszystko, na co nas stać? Bez przemysłu, nowoczesnych technologii, z potężnym garbem biurokracji trudno o powrót do lat 2005-2007. Wtedy było miło, bo się na kredyt żyło, ale to się skończyło. Zdecydowanie wolałbym, aby Polska rozwijała się w tempie 5-6%. Aby stopy procentowe były nadal niskie, a inflacja pod kontrolą. Rynek wydaje się jednak dyskontować inny scenariusz.

Jeszcze jedno przyszło mi do głowy. Inflacja. Wszyscy są zgodni, że nam nie grozi. Podobnie jak w przypadku wzrostu PKB, owa zgodność mnie martwi. Może i szukam dziury w całym, ale... jeżeli bessa się zacznie, to gdzie powędruje kapitał? W obligacje? W napompowane surowce? Istnieje ryzyko, że w konsumpcję. Z punktu widzenia gospodarki to oczywiście dobrze, ale może to oznaczać raptowny wzrost inflacji. To z kolei pociągnie za sobą równie raptowny wzrost kosztów pieniądza, który pogłębi spadki na giełdach... No dobra, może trochę za bardzo kombinuję. Dość na dzisiaj...

14 komentarzy:

  1. Tak, już mamy bessę ... w mojej opinii potrwa to 1-1,5 roku i będzie można kupować akcje po C/WK 0,3. Brak jeszcze zapachu napalmu na rynkach , ale ten przychodzi powoli, a jak już przyjdzie to wtedy pozamiatamy to co zostanie na rynku .
    USA nam w tym pomoże i to jak !!!

    pozdr ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko warto być gotowym na wariant wzrostowy. Rynek lubi płatać figle.

      Usuń
  2. Mamy bessę i to taką, która szybko się nie skończy. Przewidziałem ją już jakiś czas temu i od jakiegoś czasu jestem poza rynkiem. Wracam za 2-3 lata. Ciao!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciao.
      Ale nawet jeżeli mamy bessę, to warto wrócić nieco wcześniej niż za 2-3 lata.

      Usuń
  3. "Im dalej od Ukrainy, tym lepiej na giełdach" Aale tytulowe "Ukraina jest tylko pretekstem" :-) Blog zapoiadal sie fajnie i bylo sporo cikawych oberwacji, ale po zajeciu "pozycji krotkiej" przez autora, stara sie on na sile wymyslac powody korekty wzrotow moze nawet tych od 2009 (czy 2011) i dolaczac do wyjatkowo wybiorczej argumentacji "piewcow zaglady" :-)

    Pozytywy sa 2:
    a) pozstaje w zgodnosci ze swoja pozycja ;-)
    b) ze wzgledu na coraz wieksza pauperyzacje hasajacych po necie "mistrzow swiata", pragna oni "resetu" widzac w tym swoja 2 szanse i wzgledne (ale tylko takie - sasiad ma o o krowe mniej) wzbogacenie. A to daje zwiekszona liczbe klikniec bo wiekszosc zwykle jest jaka jest ;-)
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że lepiej by było gdybym wieszczył hossę i był jej "piewcą"? Mówię to, co myślę, a nie to, co ktoś chce usłyszeć. Na tą chwile więcej przemawia za zmianą trendu długoterminowego. Chociaż technicznie nadal mamy hossę.
      PS. Nie zafiksowałem się na spadki. Jeżeli moje obserwacje okażą się nietrafione, przeproszę się z rynkiem.

      Usuń
  4. ważne jest to Żabek że wyszedłeś z rynku w porę i w każdej chwili wrócić możesz, gratuluję wyczucia czasu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, zanim wyszedłem, w tym roku zdążyłem już co nieco stracić... Muszę po prostu porządnie odpocząć od szulerni.

      Usuń
  5. W mojej opinii ta dekada będzie dla nas wybitnie stracona ... Nie ma na rynku ludzi którzy chcieliby zainwestować swoje pieniądze bo pokolenie które mogłoby w większości pracuje za granicą, albo idzie w konsumpcję , spłaca kredyty i woli mieć przysłowiowego wróbla w garści.
    Możliwe że jak coś osiągną w życiu zaczną inwestować, ale to w późniejszym przedemerytalnym wieku i w ten sposób będziemy upodabniać się do zachodu ...

    Dla porównania w Niemczech przeciętny inwestor to emeryt, który inwestuje na giełdzie od średnio 22 lat, akcje najczęściej już dziedziczył, inwestuje długoterminowo, jeździ na walne zgromadzenia, a jego portfel jest o zdecydowanie większej wartości niż inwestora polskiego.

    A co do bessy nie mam najmniejszej wątpliwości, nie będzie może miała takiego przebiegu jak ta z lat 2007-2009. ale spustoszy doszczętnie portfele wierzących w jakieś wzrosty i niestety na długie lata wyrzuci ich z rynku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O brak młodego kapitału też się właśnie martwię. Wyjechali, spłacają kredyty, a w pamięci mają krach z 2008 roku (łatwo się tego nie zapomni). To jest/była hossa instytucji, a nie inwestorów indywidualnych.

      Usuń
  6. W roli inwestorów straciliśmy nie tylko młodych emigrantów, ale również tych, którzy w latach 2005-2007 powrócili zza Oceanu po 20-30 latach emigracji. Znam kilka takich osób, które wówczas uznały, że już nie opłaca się pracować w Stanach przy kursie 2 zł za dolara, więc wrócili do Polski i zainwestowali większość oszczędności w fundusze akcyjne. Co było dalej, nie muszę chyba dodawać - do dziś liczą straty. Właśnie oni mogli być naszym odpowiednikiem wspomnianych wyżej inwestorów-emerytów z Niemiec. Jednak najbardziej żałuję tego, że mamy u nas niedobór inwestorów, którzy bez względu na sytuację rynkową dokupują regularnie akcje za niewielkie kwoty rzędu 100-400 zł i nie panikują przy pierwszej lepszej przecenie, lecz traktują je jako "promocje" i dalej akumulują solidne spółki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdą jest też, że mało u nas solidnych spółek. Wiele z nich to bankruci utrzymujący się z emisji akcji lub dotacji. Spora część powstała tylko po to, aby wejść na rynek i przehulać kasę poprzez "koszty zarządu".

      Usuń
  7. Wydaje mi się, że argument za bessą masz Frogu tak naprawdę jeden - bo już przecież tyle rośnie wiec czas aby zaczęło spadać.
    Kiedyś na Twoim blogu byłą dyskusja o tym co wieści bessę a co hossę i zwiastunem tej pierwszej były min. - wzrost inflacji, wzrost stóp procentowych, wysokie PKB i powszechne oczekiwanie, że "teraz to już będzie tylko lepiej", szerokie zainteresowanie giełdą przez "ulicę" i inne. Szczerze - ja tego w ogóle nie widzę. Tworzenie teorii o tym, że pokolenie wyemigrowało i nie inwestuje na giełdzie jest niepoważne. Emigracja w niczym nie przeszkadza, a chciwość jest równie silna co strach, wśród młodych zarabiających lepiej niż ich rodzice pewnie silniejsza. Ja sam zacząłem inwestować w 2007 r gdy byłem na emigracji. Po prostu jeszcze nie ta faza cyklu, aby indywidualni rzucali się na GPW. Gdy zobaczą wielki szczyt na wykresie, przy którym ten z 2008 będzie się wydawał karłowaty - wtedy wrócą. A korekty były są i będą - jedne głębsze inne płytsze. Myślę że mamy teraz z do czynienia z korektą, może nawet głęboką, ale korektą. Dla nas obecnie prawdziwym problemem jest struktura Wigu20 (bo to jest indeks XX wieku: węgiel, banki i elektrownie) która da zarobić w okresie rozpędzonego przemysłu, ale nie sprawdzi się teraz, na etapie rozpędzania się.
    No nic, zobaczymy który z nas się myli pewnie szybciej niż nam się zdaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Argument cykliczności jest wbrew pozorom bardzo poważny. Historia rynków kapitałowych dokładnie to pokazuje.
      PKB jest wysokie. Nie nominalnie, ale relatywnie. Od 2009 wzrosło wszędzie i znacznie.
      Oczekiwanie, że będzie już tylko lepiej - jak najbardziej! Przecież o tym pisałem (akapit nr 4). Ekonomiści widzą przyszłość gospodarczą w różowych barwach. Wychodzimy z kryzysu, bezrobocie spada etc.

      Może i wszystkie przesłanki końca hossy nie zostały spełnione, ale nie każda hossa jest przecież taka sama.

      A co do ostatniego zdania - ja nie zamierzam nikomu nic udowadniać. I nie uważam się za nieomylnego. Jedynym liczącym się dla mnie wskaźnikiem jest stan mojego portfela w dłuższym okresie. Czyli unikanie strat gdy spada i zarabianie, gdy rynek temu sprzyja.

      Usuń