4 września 2012

Zabić leszcza, którego mamy w sobie...

Każdy kiedyś zaczynał inwestować. Pierwsze zlecenie, pierwszy zakup, pierwszy zrealizowany zysk lub strata. Odzywają się wtedy nasze pierwotne instynkty. Uczucie euforii podczas gdy rośnie po zakupie (dlaczego kupiłem tego tak mało?) i strachu gdy zaczyna spadać (po co ja to kupowałem?). Wszystko to naturalne ludzkie odruchy, emocje które nami rządzą. Cecha młodego leszcza.

Emocji w trakcie inwestowania nie da się całkowicie wyeliminować. Nie jesteśmy robotami, jesteśmy ludźmi (zakładam że nie czyta mnie żaden inwestycyjny algorytm). I mówię to jako osoba z doświadczeniem. Często w trakcie inwestowania się boję, panikuję, cieszę, zastanawiam, popełniam błędy, oszukuję sam siebie itp. Nie panuję nad tym i pewnie nigdy całkowicie mi się to nie uda. Jak więc sprawić, aby emocje nie wpływały na moje decyzje? Czego trzeba się nauczyć, aby decyzje inwestycyjne były podejmowane na podstawie racjonalnych przesłanek? Co zrobić, aby nasze decyzje miały oparcie w AF, AT czy innej wybranej metodzie, a nie zależały od poziomu adrenaliny we krwi w danym momencie?

Ha! Nie dam łatwej odpowiedzi. Bo jej kurde nie znam. Walka z leszczem którego każdy z nas w sobie nosi to jedna z tych bitew, na rozegranie której nie ma jednego, uniwersalnego, skutecznego sposobu. Emocje można tłumić, można kierunkować je gdzieś indziej, albo nauczyć się z nimi żyć. Można też czekać, aż nasze doświadczenie inwestycyjne będzie tak ogromne, że emocje jemu towarzyszące będą nie większe niż u mechanika przy wymianie oleju silnikowego. Mam nadzieję, że u mnie prędko to nie nastąpi - chciałbym mieć jeszcze trochę radości z inwestowania.

Traciłem już na giełdzie pieniądze w tak głupi sposób, że do dziś się wstydzę. Robiłem to głównie pod wpływem emocji. Kupowałem na szczycie ze strachu, że "pociąg odjedzie beze mnie". Sprzedawałem w samym dołku, bo wyobraźnia podsuwała komunikat ESPI o bankructwie mimo braku racjonalnych przesłanek itp. I pewnie jeszcze nie raz tak się stanie.

Leszcza którego mam w sobie nie potrafię zabić. Postanowiłem go więc polubić, a nawet wykorzystać. Skoro leszcze zawsze tracą, a ja mam jednego blisko siebie, wystarczy przecież robić dokładnie na odwrót! Kupować gdy emocje mówią sprzedaj, sprzedawać gdy emocje mówią sprzedaj nerkę i kupuj. Genialne! Zaraz zaraz, wydaje się proste, logiczne i skuteczne. Tylko... skąd ja będę wiedział, że ten głos mówiący "kup" czy "sprzedaj" to właśnie mój kochany leszcz? Jak odróżnić jego głos, od szeptu rodzącego się we mnie giełdowego rekinka? Jak widać odpowiedzi na jedno pytanie rodzą kolejne wątpliwości. I weź tu człowieku bądź mądry.


2 komentarze:

  1. ale belkot..sory. nie da sie tego czytac. pisz na trzezwo albo w ogole.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok. Kolejny wpis będzie dopiero jak wytrzeźwieję :)

    OdpowiedzUsuń