14 lutego 2013

Grubasy radzą kupować

Jak wiecie, mój optymizm co do trwania hossy, został wystawiony na poważną próbę. Brak kapitału w naszym kraju widoczny jest gołym okiem. Atrakcyjne wskaźniki spółek to za mało, aby znaleźć kupujących. Światowy kapitał omija naszą zieloną wyspę, a rodzimi inwestorzy nie mają środków na to, abyśmy korzystali z dobrej koniunktury na świecie. Tymczasem, rynki w bardziej cywilizowanych krajach, zdradzają pierwsze jaskółki nadejścia bessy. Chodzi oczywiście o cytowane w internecie słowa prezesa Goldman Sachs oraz funduszu Bridgewater Associates. W skrócie ich przekaz jest taki - "kupujcie akcje, nawet na kredyt, bo będzie bardzo rosło". Jak uczy historia, korzystanie z wygłaszanych publicznie darmowych rad tych instytucji, rzadko czyni ludzi bogatymi.

A co się stanie u nas, jak USA czy Niemcy zaczną spadać? Czy kapitał z Wall Street i Frankfurtu poleci szerokim strumieniem do Warszawy? Póki co, na trwającej hossie GPW niewiele skorzystała. Inwestorzy kupują akcje firm w USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii czy nawet Turcji. A my zadowalamy się ochłapami. Powodów, aby omijać nasz kraj, zagraniczni inwestorzy mają wystarczająco dużo. Gospodarka słabnie szybciej niż się spodziewano, a obniżki stóp procentowych przełożą się na poprawę dopiero za jakiś czas. Demografia też nie pomaga. Społeczeństwo się starzeje, młodzi wyjeżdżają z kraju. W takich warunkach trudno liczyć na długofalowy rozwój kraju. Sytuacja polityczna, czyli uzależnienie od zbiurokratyzowanej UE też może działać zniechęcająco.

Jednak nie wszystko działa przeciwko wzrostom na GPW. Cykl obniżek stóp procentowych rozpoczął się dopiero niedawno, a wyceny niektórych spółek są naprawdę atrakcyjne. Moim zdaniem, przyszłość naszej giełdy zależy dużo bardziej niż kiedyś od tego, czy wzrosty na zachodzie będą jeszcze trwały. Jeżeli tak będzie, GPW w końcu dołączy do beneficjentów hossy. Dlatego, aby móc dyskutować o szansach na kontynuowanie rynku byka w Polsce, należy rozpracować sytuację makro i nastroje w Londynie, Frankfurcie i Nowym Jorku. Spojrzałem sobie na dziesięcioletni wykres S&P500 i zestawiłem kilka faktów. Oto, co mi wyszło:



Nie wiem, czy wykres ten wymaga komentarza. Na wszelki wypadek opiszę co widzę. Po 4 latach wzrostów dzięki drukowanym pieniądzom (tzw. zastrzykom płynności), indeks dotarł do poziomów widzianych ostatnio w szczytowym momencie koniunktury gospodarczej 6 lat temu. Realna gospodarka ma się jednak zdecydowanie gorzej niż wtedy. A szefowie banków inwestycyjnych i funduszy hedgingowych właśnie teraz radzą kupować ryzykowane aktywa, a nawet robić to na kredyt. Lampka ostrzegawcza zapala się sama:

"Stoimy u progu rynku byka" - mówi prezes Goldman Sachs LINK
"Pożyczcie gotówkę i kupujcie, co się da" - radzi szef Bridgewater Associates LINK

Może coś się zmieniło i osoby te stały się filantropami, którzy dzielą się z całym światem swoimi rekomendacjami i robią to całkowicie za darmo. Może ja się niepotrzebnie doszukuję oznak braku szczerości ich intencji. Nie chciałbym wyjść na marudę, ale... jakoś tak w sierpniu czy wrześniu, Ludwik Sobolewski mówił w radio o tym, żeby nie kupować akcji bo jest źle w gospodarce i lepiej to przeczekać. Uznałem to za wskazówkę do zakupu akcji. Dzisiaj, po zapoznaniu się z dwoma przytoczonymi artykułami przyznaję, że spodziewam się iż nasza giełda w ciągu kilku miesięcy znajdzie się niżej niż jest obecnie. Mimo atrakcyjnych wycen akcji i mimo obniżek stóp RPP. Czynniki zewnętrze będą miały większą siłę oddziaływania, a są przesłanki ku temu, że w USA zbliża się co najmniej spora korekta.


1 komentarz:

  1. A najgorsze jest to, że na naszym drogim GPW bardzo trudno grać na krótko, a czasem jest to wręcz niemożliwe (hm, w większości wypadków?)...

    OdpowiedzUsuń