28 kwietnia 2013

Buy in May i się śmiej

Kilka wpisów temu przeprowadziłem analizę sezonowości giełdy. Okazało się, że z końcem kwietnia, statystycznie kończy się najlepszy okres na rynku akcji. Od listopada do dziś powinniśmy mieć wzrosty. Tymczasem, jak dane nam było się przekonać, pierwsze cztery miesiące 2013 roku, na przekór statystyce, okazały się jednymi z najgorszych w ostatnich latach. Jakby tego było mało, zbliżamy się do maja, czyli miesiąca, w którym według starej giełdowej maksymy, akcje należy sprzedawać. Mówi się, "sell in May and go away". Czyli sprzedaj akcje w maju i wypad na urlop. Może się okazać, że 2013 będzie w całości rokiem zaprzeczającym statystyce i zamiast zapoczątkować okres spadków na giełdzie, rozpocznie okres wzrostów.

Nastroje wśród inwestorów są kiepskie. Perspektywy gospodarki nie lepsze. Czy można by sobie wymarzyć lepszy moment na zmianę trendu na wzrostowy? Ok, przyznaję - można. Surowce mogłyby być tańsze, a indeksy giełd na zachodzie mogłyby być nieco niżej. Ale przecież nie można mieć wszystkiego. Hossa, jak wiemy, wspina się po ścianie strachu, więc niepewność być musi. Może lepiej by było, zamiast czekać na oznaki poprawy w gospodarce, kupić akcje teraz, gdy dołek koniunktury wydaje się być jeszcze przed nami. Bo, jak wiemy z historii, gdy ekonomiści w końcu oficjalnie potwierdzą, że zaczyna się ożywienie i PKB będzie rósł coraz szybciej, ceny akcji będą już w połowie drogi do szczytów.

Nikogo do niczego nie namawiam. Pamiętajcie, że za swoje decyzje inwestycyjne każdy odpowiada sam. Można dla zdrowia odpuścić sobie próby łapania średnioterminowych dołków i poczekać na wyklarowanie trendu. Można kupić akcje rokujących spółek i zapomnieć o giełdzie na lata. Można próbować day-tradingu nie patrząc na cykle giełdowe i gospodarcze. Ja, mimo wątpliwości które zawsze mam i o których piszę, niezmiennie pozostaję na rynku. Zmieniam skład portfela w zależności od informacji płynących ze spółek licząc, że rynek finansowy w końcu uwierzy, że w gospodarce będzie lepiej i zacznie to dyskontować. Jak do tej pory nie przekłada się to zbyt dobrze na stan mojego portfela, ale nie tracę nadziei.

Gdyby mnie ktoś dziś zapytał, czy spodziewam się wzrostów czy spadków, bałbym się jednoznacznie odpowiedzieć. Skład portfela - 100% w akcjach - mówi, że spodziewam się hossy. Z kolei pesymizm płynący z kilku wpisów z bieżącego roku może sugerować, iż podświadomie spodziewam się dalszych spadków. Z czego to wynika? Misz-masz gospodarczo rynkowy, wojny walutowe, interwencje banków centralnych, rozjazd indeksów poszczególnych krajów, zmieniający się układ planet, opóźniony przylot bocianów i nowe ramówki w telewizji zaburzają obraz rynku. Skoro wszystko zostało wywrócone do góry nogami, to może jednak, wbrew statystyce i giełdowym powiedzonkom, z początkiem maja nie warto sprzedawać posiadanych akcji? Może w bieżącym roku, podobnie jak w poprzednim, sprawdzi się maksyma "buy in May i się śmiej"? Zobaczymy już za parę miesięcy.


5 komentarzy:

  1. A co masz w portfelu ;)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Plasma, Mabion, Ursus i Groclin?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że kiedyś ponownie pomyślę o upublicznieniu portfela na blogu. Fajnie jest słuchać krytycznych opinii o swoich posunięciach. Niestety z doświadczenia wiem, że są też ciemne strony takiego działania i chwilowo do nich nie tęsknię.

      Usuń
  3. To powiedz chociaż jak sektorowo stoisz ;).

    OdpowiedzUsuń