5 marca 2017

Z uporem maniaka

Indeks giełdy USA - SPX, bije nowe, historyczne rekordy. Od ponad 7 lat rośnie niemal nieprzerwanie, z drobnymi korektami i okresami konsolidacji. Każdy spadek jest szybko niwelowany, po czym indeks bije nowe rekordy. Coraz więcej analityków przyznaje, że zaczyna to nosić znamiona bańki spekulacyjnej. Ale bańka ta jeszcze długo może nie być wystarczająco duża, by pęknąć. Gotówki w systemie jest nadal w nadmiarze, a ciekawszych alternatyw niż akcje, nawet jeżeli są już zbyt drogie, po prostu w chwili obecnej nie ma.

Przeczytałem teorię, że dwuletnia szeroka konsolidacja na szczytach SPX, z której nastąpiło w roku 2016 wybycie, mogła być odpowiednikiem cyklicznej bessy. Czy więc w związku z tym jest możliwe, że czeka nas kolejne 5 lat hossy w USA? Trudno mi w to uwierzyć, ale po tym co się wyrabia na rynkach, po niesamowitej ilości kapitału wpompowywanego w system, po determinacji o utrzymania wzrostu gospodarczego, nawet na kredyt, nie mogę niczego wykluczyć. Jedno jest pewne. Gdy wajcha się przestawi na "spadamy", ale na takie normalne spadamy, typowe dla bessy, to będzie grubo. Tak jak rosło nieprzeciętnie długo i mocno, tak i spadać powinno adekwatnie. Jak zwykle pytanie jest tylko jedno - kiedy.

Konsekwencją rozważań na temat momentu, w którym trwające szaleństwo na SPX się zakończy, jest decyzja, co robić na naszym podwórku. Dopóki rośnie SPX, nasze spółki też mogą zyskiwać. I od 4 miesięcy zyskują. Opcje są dwie - czekasz aż bańka (na SPX) pęknie, albo próbujesz korzystać z sytuacji i wyciskać ile się da z koniunktury. Stare porzekadło mówi, że lepiej stracić okazję niż kapitał. Z drugiej strony czekanie na bessę, która przecież kiedyś NA PEWNO nadejdzie i nie skorzystanie przez to z kilku okazji inwestycyjnych, może być sporym obciążeniem psychicznym i kapitałowym (zysk utracony).

Około 2,5 lat temu odpuściłem sobie trochę giełdę. Pieniądze przeniosłem na inne rodzaje aktywów. Zmniejszyłem zaangażowany w akcje kapitał licząc, że bańka pęknie już wtedy. Myliłem się. Ominęło mnie mnóstwo okazji. Wracałem co jakiś czas i próbuję coś zarobić do dziś, ale bez spektakularnych sukcesów. 2014 to minimalna strata, 2015 średni zysk, 2016 ponownie średni zysk, 2017 na razie zysk, ale bez fajerwerków. Niemal 3 lata szarpania się z rynkiem dało mi w sumie niewiele więcej, niż przyzwoita lokata. Rozpoczynać inwestycji długoterminowej teraz nie będę. Czuję się jak bohaterowie Big Short - wiem, że dalsze wzrosty z obecnych poziomów są balansowaniem na linie, ale trwając przy swoim tracę/nie zarabiam. Rynek pozostaje nieracjonalny dłużej, niż przewidywałem. A tu zamiast o zbliżającej się bessie czytam, że to może być początek hossy...


Obecne wzrosty mogę potrwać dopóty, dopóki stopy procentowe w Polsce mamy niskie. Czyli okazje jeszcze będą. Ale bajki o "początku hossy" to marzenia ściętej głowy. Bezrobocie rekordowo niskie (brakuje rąk do pracy), inflacja przyspiesza, ludzie zadowoleni, płace rosną. Wprawdzie media branżowe straszą, ale raczej korektą. W końcu nastroje jak z lat 2006-2007, które w USA trwają od wielu lat, udzieliły się Polsce. Ergo, baza pod początek prawdziwej ogólnoświatowej bessy kończy swoje formowanie. Argument, że pod koniec hossy rośnie wszystko okazał się prawdziwy. Zaczęło rosnąć także w Polsce. Zauważcie, że nikt tak naprawdę nie pyta kiedy będzie bessa, ale do ilu jaki indeks urośnie. Kto był na giełdzie 10-11 lat temu pamięta co było później. Tym niemniej, utraconych zysków żal... :(


4 komentarze:

  1. Można też spojrzeć w ten sposób:
    - pod koniec 2015 WIG20 łamie psychologiczną barierę 2000 punktów i spada na poziomy nie widziane od lat,
    - w 2016 WIG20USD spada poniżej poziomów sprzed 20 lat, spółki wypłacają dywidendy 3-krotnie wyższe niż lokaty, ale nikt nie chce ich dotknąć,
    - w 2017 dynamiczny wzrost urealnia ceny akcji, niektóre są zbańczone (szczególnie liderzy ciągnący indeksy), ale gros pomniejszych nadal wyceniany poniżej wartości,
    - WIG zbliża się do poziomów sprzed 10 lat, w tym czasie podaż pieniądza w Polsce rosła ok. 10% rocznie, Polacy zgromadzili rekordowe nadwyżki na lokatach i w nieruchomościach, giełdę skrzętnie omijali.

    Kiedy mówiłem w zeszłym roku kolegom, że mogą kupić akcje PZU czy GPW i skasować 7% dywidendy, żaden nie skorzystał. Ludzie wolą kombinować z braniem kredytu na nieruchomość i spłacaniu go z wynajmu, żeby na starość zostało "coś". Jeśli zmieni się percepcja postrzegania przez ludzi, to inwestowanie pod fundamenty może stać się na jakiś czas kulą u nogi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy ktos kto odpuscil sobie gielde 2.5 roku temu zastanawia sie czy nie wsiasc to znak, ze trzeba zwiewac ;-)
    dam ci za damo rade. jest jeden wskaznik http://www.tradingeconomics.com/united-states/unemployment-rate zobacz kiedy jest dolek i pilnuj by 10 miesiecy od dolka nie miec kasy na gieldzie przez 6 miesiecy. Proste i wygodne.

    Aby cie pocieszyc powiem, ze w PL w tym roku bedziemy mieli zielone ludziki. A w nastepnym roku bedzie krach w USA i PL.

    Słonecznik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, chyba nie czytałeś dokładnie treści wpisu.
      Po drugie, to już 3 rok z rzędu, jak każą mi czekać na zielone ludziki... Może się w końcu doczekam.

      Usuń

  3. A ja mam takie pytanie, czy sprawozdanie finansowe spółek za pierwsze pół roku musi być audytowane?

    Analizuje akcje emitenta z new connect i przedstawia on jakieś ochłapy w postaci kwartalnych sprawozdan.

    Bo art. 64 ustawy o rachunkowości mówi tylko o rocznych, a co z półrocznymi, spółki nie mają obowiązku poddawać sprawozdania rewizji audytorskiej?

    OdpowiedzUsuń