18 października 2012

Kiedy realizować zyski

Moment sprzedaży akcji, jest równie ważny jak moment ich zakupu. Ha! Z mojego doświadczenia wynika, że jest nawet ważniejszy. Odpowiedni jego wybór jest kluczowy do tego, aby na giełdzie zarabiać, zarówno w krótkim, jak i długim okresie. Odnośnie sprzedaży akcji po cenie niższej niż cena zakupu, pisałem już we wpisie "kiedy ciąć stratę". Dzisiaj chciałbym skupić się na tej przyjemniejszej odmianie sprzedaży akcji, czyli realizacji zysku.

Ile razy zdarzyła się Wam taka sytuacja: Sprzedajecie akcje z zyskiem, powiedzmy 20%. Pieniędzy przybyło, jest więc radość i satysfakcja. Szukacie więc innej okazji inwestycyjnej. Po jakimś czasie, sprawdzacie notowania akcji które sprzedaliście i przecieracie oczy ze zdumienia. Kurs eksplodował. Wzięliście zysk 20%, a wystarczyło poczekać kilka tygodni aby było to 100% albo i więcej. Pojawia się frustracja i rodzą się pytania: Gdzie popełniłem błąd? Po jaką cholerę to sprzedawałem? Pieprzeni spekulanci, mogli zrobić pompkę nieco wcześniej! Itepe itede.

Inna historia. Kupujecie akcje i ich kurs rośnie. Przy 20% nie sprzedajecie, bo liczycie na 50% zysku. Po jakimś czasie okazuje się, że mieliście rację. Jest 50% zysku. Ale trend trwa, więc czekacie na 80% zysku. Jest już 60% i kurs zaczyna spadać. Spokojnie, to tylko korekta - myślicie. Nie sprzedam, czekam przecież na 80% zysku. Kurs jednak spada i spada, a zysk topnieje. Zniechęceni sprzedajecie akcje z 10% zyskiem, aby nie ryzykować poniesienia straty.

Brzmi znajono? Cóż, nie Wam pierwszym ani ostatnim zdarzyły się takie przygody. A jeżeli jeszcze nie zdarzyły, to wszystko przed Wami. Ja przeżywałem to wiele razy. Jak kiedyś sobie policzyłem, ile miałbym pieniędzy gdybym niektórych akcji nie sprzedał za wcześnie, ani nie trzymał zbyt długo, to aż złapałem się za głowę. Niestety, czasu nie cofnę i jedyne co mogę zrobić, to wykorzystać swoje doświadczenia w przyszłości.

Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę z powodów, dla których akcje rosną. Nie chodzi o stronę techniczną (ktoś składa zlecenia kupna i sprzedaży), ale o stronę psychologiczną. Co takiego sprawia, że w miarę upływu czasu znajdują się chętni na kupowanie akcji po coraz to wyższych cenach?

Najważniejsze jest poprawne określenie tego, co kurs aktualnie dyskontuje. Czyli jaką przyszłość danej firmy widzi i wycenia rynek. To jest niezwykle trudne, a co gorsza, to nie wystarczy. Liczy się też sytuacja gospodarcza i aktualna faza cyklu koniunkturalnego. Czego innego można się spodziewać, gdy trwa hossa i inwestorzy są skłonni kupować akcje przewartościowane względem ich wartości wewnętrznej, a czego innego podczas bessy. Podczas bessy, informacja o podwojeniu zysków spółki, może oznaczać pojawienie się co najwyżej lekkiego odbicia. Podczas szczytów hossy, może to przynieść wzrosty o 100% w kilka, lub kilkanaście dni.

Teraz zawiodę wielu z Was. Zwłaszcza tych, którzy oczekują konkretów. Niestety, nie mogę ich podać. Po prostu nie ma żadnego złotego środka, równania matematycznego czy rodzaju analizy, która w 100% pomoże nam wybrać najlepszy moment sprzedaży. Kiedy więc realizować zyski? Wszystko rozbija się o doświadczenie, obserwowanie, łączenie faktów i czucie rynku. Mieszanka plotek medialnych, analizy technicznej, analizy fundamentalnej, wieści z gospodarki, sytuacji poszczególnych branż, tworzy wskazówki. Zadaniem inwestora jest ich interpretowanie i próba odpowiedzi na pytanie - czy dana spółka, w danych okolicznościach, ma jeszcze pod co rosnąć? Czy jest jeszcze jakaś pozytywna informacja której rynek nie wycenił, a która z dużym prawdopodobieństwem się pojawi?

Dlaczego to pogrubiłem? Bo zrozumienie tego, jak wiele czynników wpływa na wyceny akcji, jest w inwestowaniu bardzo ważne. Uświadomienie sobie, że nikt i nic nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego i zaprzestanie prób szukania Świętego Graala to jeden z etapów nauki inwestowania. Nawet nie podejmuję się próby wymienić wszystkich, potencjalnych czynników wpływających na wycenę akcji. A co dopiero mówić o ich prawidłowym określeniu, zważeniu, zsumowaniu i wyciągnięciu prawidłowych wniosków. Dlatego w dużej mierze polegam na intuicji. I muszę przyznać, że w raz ze zwiększaniem się mojego doświadczenia, liczba błędów maleje. Ale niestety, bardzo, bardzo powoli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz